Dzięki wymowie człowiek może osiągnąć znaczne korzyści. Zwłaszcza, gdy biegły jest w łacinie.
„Niemal wszyscy Polacy mają piękny charakter pisma, większość z nich mówi po łacinie.
Oczywiście, że bardzo często jest to łacina godna pożałowania. Cicero by ich nie zrozumiał…
Odpowiedź na pytanie, dlaczego dotychczas szlachta polska w młodości tak wiele czasu poświęca łacinie, leży w polskim prawodawstwie.
Wszystkie dokumenty i wyroki spisuje się po łacinie, przed sądem na przykład w ogólne nie używa się innej mowy prócz mowy Kwirytów (w starożytnym Rzymie początkowo nazwa pełnoprawnych obywateli, którzy tworzyli lud rzymski (Populus Romanus Quirites lub Quiritium).
Ponieważ w Polsce panuje zwyczaj, że się w sądzie swoją własną sprawę przedkłada ustnie, dlatego i tutaj, jak we wszystkich republikach, dzięki wymowie człowiek może osiągnąć znaczne korzyści.
Stąd retoryka jest nauką, do której Polacy najbardziej się przykładają.
Nawet sam król polski należy do najlepszych mówców Europy” – zanotował swoje uwagi z podróży po Polsce Johann Joseph Kausch w dziennikach, które były wydawane w latach 1793-1796 w Grazu, Salzburgu i Wrocławiu (Breslau).
Sam Stanisław August Poniatowski był biegły oprócz języka polskiego we francuskim, którym posługiwała się cała elita ówczesnego społeczeństwa. Król miał upodobanie do nauki języków obcych. W jego korespondencji znajdują się zwroty w języku włoskim, który na pewno nie był mu obcy, skoro na dworze przebywało wielu artystów z Italii, między innymi Bernardo Bellotto. Ten wenecjanin nigdy nie nauczył się polskiego, ani wcześniej niemieckiego, choć na dworze Augusta III Wettyna w Dreźnie spędził 20 twórczych lat.
Ilustracją wpisu jest fragment obrazu Bernarda Bellotta zwanego Canalettem pt. „Elekcja Stanisława Augusta Poniatowskiego ma króla Polski” z kolekcji Zamku Królewskiego w Warszawie. Wojewoda płocki Józef Podoski wręcza marszałkowi Sejmu Elekcyjnego zwołanego, w 1764 roku, Józefowi Sosnowskiemu rulon papieru z podpisami posłów swojego województwa, którzy oddali głosy w wyborach króla Polski.
Sejm Elekcyjny w 1764 roku zebrał się na Woli. Pola elekcyjne musiały być bardzo rozległe, ponieważ wybory odbywały się pod gołym niebem, aby pomieścić wszystkich uprawnionych do oddania głosu. Jak widać obywatele Rzeczpospolitej, czyli mężczyźni ze stanu szlacheckiego głosowali zasiadając na koniach.
Dziś sejm Rzeczpospolitej gromadzi się w gmachu na ulicy Wiejskiej, posłowie podjeżdżają pod gmach limuzynami, a swoje konie mechaniczne zostawiają na parkingu. 😎
Obecne regulacje stanowią, że wszystkie dokumenty w obiegu prawniczym w Polsce muszą być sporządzane w języku polskim.
Co zobaczyć w Warszawie w okolicach ulicy Wiejskiej i Placu Trzech Krzyży?
Sejm Rzeczpospolitej ma swoją siedzibę przy Wiejskiej w Warszawie, która łączy Plac Trzech Krzyży, u zbiegu z ulicą Bolesława Prusa, z ulicą Górnośląską. Warto zaplanować spacer w tej okolicy. Oprócz kamienic, miejskich willi i pałacyków, które ocalały w Alejach Ujazdowskich z pożogi wojennej sąsiedztwo Sejmu i Senatu cieszy się pięknym otoczeniem parkowym. Spacer wśród starodrzewia alejkami Parku Ujazdowskiego, czy Centralnego Parku Kultury, u stóp wysokiej warszawskiej skarpy daje wytchnienie nawet w najbardziej upalne dni.
Każdy, kto trafi w okolice ulicy Wiejskiej i Placu Trzech Krzyży powinien przejść się również Alejami Ujazdowskimi. U ich wlotu od strony Placu Trzech Krzyży stoi ocalała z pożogi wojennej kamienica Pod Gigantami. Jej nazwa bierze się od olbrzymich kamiennych siłaczy, którzy podtrzymują balkon nad bramą wjazdową. Kamienica została wzniesiona w latach 1904–1907 według projektu Władysława Marconiego. Nie została zburzona w czasie II wojny światowej i dzięki temu w jej wnętrzach zachowały się oryginalne, unikalne w skali całej Warszawy detale.
Z kolei na króciutkiej ulicy Bolesława Prusa, biegnącej z jednej strony do Placu Trzech Krzyży a z drugiej kończącej się u wejścia do Centralnego Parku Kultury, znajduje się hotel międzynarodowej marki. W jego restauracji, na ścianie przeciwległej do wejścia znajduje się współczesna polichromia autorstwa polskiej malarki Agaty Czeremuszkin-Chrut, absolwentki Wydziału Malarstwa i Rzeźby wrocławskiej ASP (dyplom z malarstwa w 2008 r. u prof. A. Dymitrowicza i prof. Z. Nitki) Artystka studiowała także w Edinburgh College of Art w Wielkiej Brytanii oraz na ASP w Warszawie.
Coraz częściej prywatni inwestorzy świadomie sięgają po art branding w celu kształtowania swojego wizerunku w połączeniu z dziełami sztuki. W ten sposób przyjmują rolę szacownych mecenasów kultury, a jednocześnie przyciągają uwagę klientów, którzy poszukują wyjątkowych przeżyć estetycznych, także poza murami galerii czy muzeów. Miejsca, gdzie eksponowane są oryginalne dzieła sztuki, mają niepowtarzalny charakter.