„Na chwałę“ Starej Warszawy zaznaczyć trzeba, że i na jej ulicach nie brakło „gospód“ z wesołemi Dosiami, Gretami i.t.p.
Obfitowały w nie najbardziej: Rynek i ulica Nowomiejska. Mieściły się te gospody najczęściej w „sklepach” to jest piwnicach lub loszkach, do których schodziło się wprost z ulicy.
Za Sasów, gdy kult Bachusa doszedł u nas do szczytu, pito najwięcej po zaułkach i wówczas przyszła do niemałego pod tym względem znaczenia ledwie znana dzisiejszym warszawianom uliczka Ślepa.
Pijak, tak samo jak zakochany, szuka najchętniej miejsc ustronnych” – stwierdzał wybitny varsavianista, Wiktor Gomulicki w swojej książce „Z historyi ulic i uliczek Warszawskich” wydanej w Warszawie w 1905 roku.
Ilustracją do wpisu jest fragment obrazu Bernarda Bellotta zwanego Canalettem „Kościół Brygidek i Arsenał” z 1778 roku znajdujący się w kolekcji Zamku Królewskiego w Warszawie.
Widać na nim końcowy fragment ulicy Długiej i jej skrzyżowanie: z Nalewkami oraz z ulicą Bielańską.
Z lewej strony przyciąga wzrok przytulona do bocznej ściany większego budynku murowana, parterowa karczma z mieszkalnym poddaszem. Ma dwuspadowy dach i wysokie okna z drewnianymi okiennicami.
Przed nią widać sprzedaż napojów z dzbanków i parę Żydów trzymających w rękach okrągłe kapelusze. Z boku, na drewnianych balach ułożonych wzdłuż ściany domu przysiadły kobiety, jedna z niemowlęciem na kolanach chwali się dzieckiem zapewne sąsiadce, która przystanęła przed nią na chwilę; druga odwrócona bokiem uważnie słucha, mężczyzny stojącego nad nią z plecakiem.
Dziś po karczmie nie ma śladu, ale okolice ulicy Długiej przyciągają warszawiaków i turystów bogatą ofertą licznych restauracji i kawiarń. Niektóre z nich działają w tym samym miejscu od wielu lat, co w Warszawie nie zdarza się często. Burzliwe, a nawet tragiczne dzieje stolicy w połączeniu z zawirowaniami gospodarczymi i społecznymi nie sprzyjały ciągłości w prowadzeniu żadnego biznesu. Ale Stare i Nowe Miasto, od czasu ich odbudowy po II wojnie światowej, zawsze przyciągały każdego, kto chciał coś przekąsić na mieście. Nigdzie indziej nie było takiego skupiska lokali gastronomicznych, gdzie nawet w czasie niedostatków aprowizacyjnych lat 80. ubiegłego wieku można było liczyć na większe lub mniejsze co nieco.
Natomiast lata po przełomie demokratycznym w ’89 roku przyniosły prawdziwy rozkwit Traktu Królewskiego jako centrum turystycznego. W soboty i niedziele, niezależnie od pogody, ciągną tu tłumy miejscowych i przyjezdnych spacerowiczów, którzy wieńczą przechadzki po tej urokliwej części stolicy zasłużonym lunchem, obiadem albo kawą z ciastkiem w jednym z wielu miejsc rozsianych wzdłuż całej trasy: od Łazienek po Rynek Nowego Miasta.